Niechęć jakaś...
/
2 Comments
Coraz bardziej zniechęcają mnie kupowane gotowe produkty
spożywcze. Być może to zjawisko pojawia się z wiekiem, a może świadomość tego, co jemy
zwiększa się po założeniu rodziny, urodzeniu dzieci.
Od dłuższego czasu staram się zaopatrywać w
produkty bardziej eko. To, co mogę sama wyhodować sieję i sadzę w naszym
warzywniku.
źródłoMrożę potem, co się da. Przetwarzam nasze ogrodowe owoce na musy i galaretki do kanapek. Jajka kupuję od sąsiada „od szczęśliwych kurek”. Na każdą zimę zaopatruję naszą spiżarnię w słoje z miodem lipowym z lokalnej pasieki. Oczywiście, nie jestem jakąś eko-konserwatystką. Może jeszcze nie. Nadal bardzo często idę na łatwiznę i po prostu kupuję składniki w sklepie.Przy dwójce dzieci nie zawsze jest czas na przetwórstwo :) Mimo wszystko jednak, staram się abyśmy jedli możliwie zdrowo i coraz częściej staram się produkować samodzielnie to, co kiedyś kupowałam jako gotowe.
Poza tym, to strasznie fajnie tak móc po prostu pójść do któregoś z sąsiadów np. po jajka czy mleko.
Pączki dziś też robiłam sama. I mimo, że to
smażenina, to jednak z twarogiem, i wrażenie, że jakby choć trochę zdrowsze.
Od jakiegoś czasu wytwarzam też sama jogurt dla
nas. Stałam się posiadaczką fajnego wynalazku, czyli jogurtownicy. Obsługa jest
banalna; w zasadzie to bezobsługowe zarządzenie. Na początek wystarczy kubeczek z zaczynem (czyli
jogurtem naturalnym z żywymi kulturami bakterii) wymieszać z mlekiem
pasteryzowanym, rozlać do pojemników i ta dam! Gotowe! Potem na 12h do
jogurtownicy i pyszny już jest. To fajna baza do owoców, ale też zamiast
śmietany.
Ciekawy wpis
OdpowiedzUsuńSuper wpis
OdpowiedzUsuń