Jakiś czas temu pokazywałam pokój mojego starszego Syna. Pomalowaliśmy tam jedną ścianę na dość ciemny szary kolor.
Bardzo podoba mi się taka kolorystyka w dziecięcych pokojach, gdyż wnosi do tego świata pełnego barw trochę spokoju, a także stanowi świetne tło. Jest to kolor "uniseks" - pasuje równie dobrze do pokoju chłopięcego, jak i dziewczęcego. Odpowiedni zarówno dla niemowląt, jak i nastolatków.
Co by nie gadać - dość bezpieczny kolor.

Dziś chcę pokazać kilka inspiracji do dziecięcego pokoju, które zawierają właśnie ten element - szarą ścianę.

thebooandtheboy.com
homeadore.com

mommo-design.blogspot.it

decopeques.com

mommo-design.blogspot.it

pinterest.com
blog.styleestate.com
thebooandatheboy.com
theultralinx.com


Ważne, by tę szarość ożywić, aby wnętrze nie było nudne i smutne. Pięknie wyglądają jasne, pastelowe dodatki. Świetnie pasuje surowe drewno i naturalne tkaniny. Bardzo dobrze wygląda połączenie szarości z kolorem żółtym.

Ja jestem na TAK, a Wy? :)





Mamy wakacje, czas wyjazdów z dzieciakami.
A jak dzieciaki, to wiadomo, pełno gratów, toreb, siat. Pakowaniu nie ma końca. Do tego jedzenie i picie w samochodzie i tego typu sprawy. Potem bałagan w aucie.


Na takie sytuacje mam fajny gadżet do polecenia.
Mały, a jakże! Nie zajmie wiele miejsca w torbie. Praktyczny, bo nic się nie wyleje np. w samochodzie. Nic się nie będzie lepić, nie zostanie żadna plama na tapicerce. Uniwersalny, ładny, miły w dotyku, niewielki.

O czym mowa? A, o silikonowych pokrywkach do szklanek, które z tego zwykłego naczynia przemienią go w ekstra kubek-niekapek!





Dlaczego tak się nim zachwycam? Bo nie trzeba taszczyć wszędzie ze sobą kubków-niekapków. Np. w restauracji wystarczy nałożyć taką nakładkę na szklankę, by otrzymać kubek z ustnikiem. Uważam, że jest to rewelacyjna rzecz dla każdej mamy małego dziecka. Taką nakładkę wystarczy mieć przy sobie, jak paczkę chusteczek. Można ją nosić w torebce, bo w komplecie jest plastikowe pudełeczko do przechowywania. Więc nic się nie ubrudzi.
Do tego silikon, z którego są wykonane jest mięciuteńki i rozciągliwy. Pasuje do większości szklanek czy kubków. Nic nie przecieka!!! I to jest ta atrakcja :)

   




 Dostępne są dwa rodzaje nakładek: wersja z dziurką na słomkę oraz wersja z ustnikiem. Ja mam tę drugą.



 Nakładki pakowane są po trzy sztuki, dostępne są także trzy warianty kolorystyczne.
Ja moje kupiłam poprzez stronę: sipsnap.com




... i to własna!  Wykonana własnymi rękoma! Nie jakiś seryjny wydruk :))

Jeśli potrzebujecie szybkiej odmiany, a do tego macie jakąś niepotrzebną ramkę i chętne do pomocy dzieci, to mam coś dla Was!

Szperając po sieci natknęłam się na efektowne, ale zarazem banalnie proste DIY. Wiecie, że takie lubię najbardziej.

Ogromnie spodobał mi się efekt trójwymiarowości obrazka. Czemu więc nie spróbować zrobić samemu? 

Co jest nam potrzebne? A no, niewiele:
1. ramka do obrazka
2. kartki (ja użyłam 4 sztuk)
3. farbka (u mnie czarna plakatówka)
4. pędzelek
5. klej do papieru



Cały pic polega na tym, by pomalować kartki papieru stopniując odcienie wybranego koloru.
Ważne, żeby każda kartka była w nieco innym nasyceniu.

Po pomalowaniu naszych kartek trzeba pozwolić im wyschnąć.

Kiedy już się to stanie, to należy delikatnie powydzierać z nich kształty przypominające szczyty górskie. W oryginale ten krok był przed malowaniem, ja się "zagapiłam" i zrobiłam po malowaniu. Też może być.

Gdy mamy już nasze góry wydarte z papieru, to należy ponakładać na siebie kolejne warstwy, tak by uzyskać cieniowany efekt i wrażenie bliżej/dalej. Umieścić je na np. brystolu, który będzie stanowił tło naszego górskiego krajobrazu.

Kiedy uzyskacie najlepszy układ, to przyklejcie wszystko we właściwych miejscach.


Nie martwcie się, jeśli kartki wychodzą poza obrys tła. Po odpowiednim dopasowaniu po prostu to, co wystaje utniecie nożyczkami.


I to już wszystko. Teraz Wasz obrazek wystarczy umieścić w ramce. I gotowe.
Ja pozostawiłam mój obraz bez szyby, to potęguje wrażenie trójwymiarowości.





I jak Wam się podoba? Robicie? :)


Pomysł został zaczerpnięty z bloga decorasylum.blogspot.gr



Hej, hej!
Nie było nas, długo. Sporo się działo i nie było ani czasu, ani nastroju. Wiem, że to żadne usprawiedliwienie, ale jeśli ktoś jeszcze do nas zagląda, to wypada się mi jakoś wytłumaczyć.

Nie był to spokojny czas u nas. Raczej wiele nerwów, wizyt u lekarzy, nieprzespanych nocy.
Ale jest lepiej!  Choć ciągle czeka nas sporo wizyt kontrolnych i badań.

Żeby trochę odreagować, w ostatnią sobotę wybraliśmy się do Malborka. Chciałam żeby to był taki nasz specjalny, rodzinny i spokojny czas. Zabraliśmy dzieciaki i kierunek: zamek!
W Malborku byłam kilkakrotnie, najlepsze wspomnienia mam oczywiście z czasów dzieciństwa. Dlatego też uznałam, że pięciolatek (a do tego superbohater i rycerz w jednym) powinien w tym wieku zwiedzić zamek.
Trochę się zmieniło, więcej "cywilizacji" od mojej ostatniej wizyty (jakieś 8 lat temu). Jednak mam nieodparte wrażenie, że mimo swojego ogromu, jakoś mniej tego zwiedzania... Choć to pewnie pozory, takie jak wtedy, gdy nasz pokój czy dom z dzieciństwa po wielu latach także wydają nam się mniejsze niż dawniej.

To, co warto podkreślić to fakt, że do każdego zakupionego biletu (normalnego) otrzymujemy zestaw słuchawkowy z audio przewodnikiem, który opowiada nam wprost do uszka historie i fakty związane z zamkiem.
Mój F. przechwycił od razu moje słuchawki :)







 

   
 
 

 
 







Cóż mogę napisać? Wycieczka była bardzo udana. F. zachwycony. Zamek przepiękny jak zawsze, majestatyczny. Coraz lepiej wygląda, gdyż ciągle jest odrestaurowywany.

Dobrze wiecie, że można jedynie zachwalać takie wypady, ale było jedno ale. I to takie "ale" przez duże A. I doświadczając tego na własnej skórze, z całego serca odradzę wszystkim będącym w podobnej sytuacji: absolutnie, nie da rady wybrać się tam z niechodzącym dzieckiem w wózku. Ani z wózkiem. Więc jeśli ktoś miał takie zakusy jak my, to albo niech zostawi wózek w aucie i nosi dziecko na rękach, albo poczeka aż dziecko zacznie samo chodzić...
Wiadomo, zamek to zamek i trudno oczekiwać udogodnień. Jednak nie ma tam nawet miejsca na zostawienie wózka i zwiedzanie z dzieckiem na ręku. Do tego tarabanienie się nawet ze złożoną parasolką po wielu wąskich schodach jest nie tylko niewygodne, ale wręcz niebezpieczne. Nie polecam.


Poza zwiedzaniem zamku wewnątrz, można przespacerować się u jego stóp, nad Nogatem. Wokół zamku jest sporo straganów z pamiątkami, szczególnie atrakcyjnymi dla dzieci. W zamku znajduje się sklep z pamiątkami, gdzie można kupić przepiękną biżuterię z bursztynu. I nie wszystko jest bardzo drogie (np. sznurkowa bransoletka z bursztynem za 15 zł). Można także udać się do zamkowej restauracji żeby się pokrzepić po męczącym zwiedzaniu. Bo na ten zamek trzeba przeznaczyć minimum 3 godziny spokojnego zwiedzania, spacerowym tempem.

A co u Was? Jak spędzacie początek wakacji?

Pozdrowienia!



Obsługiwane przez usługę Blogger.