Wracam. To ostatnie, o czym ostatnio ciągle myślę.
Wracam do bloga. Nie było mnie tutaj dłuuugo. I wcale nie chcę się usprawiedliwiać. Pewnie dopadł mnie kryzys jak każdego. Jednak szykuje się dla mnie także inny powrót. Otóż...


wracam do pracy. Tak, dokładnie. Skończyłam urlop macierzyński, powoli kończę zaległy urlop. I wracam. Dokładnie za tydzień.

Targają mną różne uczucia. Z jednej strony ogromnie się cieszę, że wreszcie wyjdę z domu. Że do ludzi wreszcie wracam. Że pojawią się inne tematy niż dziecięce. Że ubrać się, pomalować. Wstać wcześnie i jadąc słuchać w aucie audiobooków, albo muzyki na cały regulator. Wiecie o czym mówię :) Zająć się wreszcie czymś innym.

Z drugiej jednak strony, to dobrze mi było. Wreszcie była okazja "pomieszkać" w domu. Nacieszyć się nim wreszcie. Spędzać ten cudowny czas z Małym K. Mieć ten bezcenny przekrój zachowań: od ekstremalnego okresu, gdy płacz, kolki, nieprzespane noce były codziennie, aż po ten fantastyczny czas, który jest teraz. Gdy roczne roześmiane dziecko zaskakuje czymś nowym codziennie. Dziś na przykład Mały K. wdrapał się samodzielnie na nasze łóżko w sypialni.

Tak, więc rozpoczyna się dla mnie nowy etap. Ten, który znam w pewnym sensie. Jednak po takiej długiej rocznej przerwie pojawia się także pewien niepokój i lęk przed nowym wyzwaniem.

Każdej Mamie, która jest w podobnej sytuacji życzę powodzenia i trzymam za nią kciuki, bo przecież damy radę!

A ja, korzystając z okazji idę na naszą działkę na grzyby! Buziaki!





Obsługiwane przez usługę Blogger.